czwartek, 31 lipca 2014

Rozdzial III: We Can't Stop.

      It's our party we can do what we want

     Nie moglem skupic sie na treningu. Natalia pojechala do domu busem, nie chciala zostac i poczekac na mnie albo ktoregos z chlopakow. Mowila, ze jest bardzo zmeczona. Ciagle w glowie siedziala mi wlasnie ona i jej tajemnicza natura, ktora koniecznie musialem poznac. Jak na razie nie lubila mnie, wolala pogadac z Alexisem, powyglupiac sie z Tello albo robic z Fabregasem glupie rzeczy innym. Patrzylem sie na nia z usmiechem, widzac ja taka szczesliwa, a jeszcze w samochodzie plakala mi na szybe.
    Zarobilem dodatkowe kolka za swoja nieobecnosc na treningu. Trener przygladal mi sie w ciszy ze sroga mina, wiedzialem ze zaraz czeka mnie jakas dluga wypowiedz na temat mojego zachowania. A najbardziej pragnalem snu i kapieli. Tak, to bylo zdecydowanie to.
     Wszedlem do szatni i udalem sie prosto pod prysznic. Przynajmniej kiedy wroce do domu bede mogl od razu polozyc sie spac. Mylem sie chyba z pietnascie minut, wiedzialem ze nikogo juz nie ma, wiec wyszedlem jedynie w bokserkach. Nie moglem uwierzyc wlasnym oczom. Tylem do mnie, pochylajac sie nad szafka Pique, stala Ona. Przebrana, miala na sobie obcisle, czarne spodenki jak do gry w siatkowke, odslaniajace kawalek jej pieknych posladkow. Wyzej miala przeswitujaca, biala bluzke i czarny koronkowy biustonosz. Na nogach miala air force. Odwrocila sie nieswiadoma mojej obecnosci. Spojrzala na mnie, a jej twarz niemal od razu oblaly rumience.
- Ja..przepraszam.- wydukala i chciala wyjsc z szatni, ale zlapalem ja za reke i przyciagnalem do siebie tak, ze opierala sie o moja naga klatke piersiowa.
- Kogo szukasz?
- Pique kazal wziac mi swoje spodenki.
     Podeszlem do szafki obroncy i od razu znalazlem szukana przez jego siostre rzecz. Podalem ja jej, a ta oderwala wzrok od ziemi.
- Dzieki.- powiedziala cichutko i chciala wyjsc, ale zastapilem jej droge.
- Odwioze Cie.
- Nie trzeba, zaraz mam busa.
- Prosze...- spojrzalem w jej oczy i zrobilem mine przybitego psa. Zawachala sie, ale pokiwala glowa i chciala wyjsc z szatni, jednak znowu pociagnalem ja na siebie.
- Przestan to robic!- mruknela oburzona, uderzajac mnie w ramie. Zasmialem sie i powiedzialem zeby usiadla i poczekala na mnie w srodku. Specjalnie przeciagalem chwile w ktorej sie ubieralem, zeby nie tyle co zrobic na niej wieksze wrazenie, ale aby spedzic z nia wiecej czasu w jednym pomieszczeniu.
     Raz po raz zerkalem w jej strone i z satysfakcja stwierdzilem, ze przygladala mi sie. Podobalem jej sie i musialem zaczac dzialac, zeby byla moja. Nie wazne ze jest siostra Pique, podobala mi sie i to bardzo. Szedlem z nia ramie w ramie, raz po raz niby przypadkiem dotykajac jej nadgarstka. Ona jednak nie zwracala na to najmniejszej uwagi. Szla przed siebie, dobrze czujac sie na stadionie. Prawdopodobnie spedzila tutaj cale zycie, w koncu Gerard jest wychowankiem La Masii.

     Nudzilam sie w domu, zdecydowanie wolalam towarzystwo swoich znajomych w Sevilli. Siedzialam na lozku i czekalam az przyjdzie moj brat z Shakira i malutkim Milanem. Nie moglam doczekac sie dwojego pierwszego bratanka. Mam nadzieje, ze bede miala ich troche wiecej. Z niecierpliwoscia krzatalam sie po domu, probowalam sprzatac ale nie mialam czego sprzatac. Panowal tu straszny porzadek. I co najlepsze, nie sprzatala Shakira ale moj brat. Byl strasznym perfekcjonista nie tylko w grze, ale i w czynnosciach codziennych jak miedzy innymi wyglad i sprzatanie. Jednym slowem, Isabel nie musiala sie martwic ze Geri nie posprzata po imprezie, ktora zdemoluje niemal caly dom.
     Uslyszala jak ktos wjezdza na podjazd i skakala w korytarzu z radosci, niczym male dziecko. Kiedy moj brat wniosl do domu male dziecko, zrobilam wielkie oczy.
- Przestan bo Ci zaraz wypadna!- skarcil mnie tata. Nie moja wina, ze mialam tak duze oczy, ze wygladaly jakby mialy zaraz wypasc.
- Pokaz mi, pokaz mi, pokaz mi, pokaz mi.- mowilam ciagle skaczac. Nie moja wina, ze razem z Gerim zachowujemy sie jak dzieci.
- Potrzymaj, bo musze wyciagnac rzeczy Shak.- powiedzial i podal mi malenstwo. Usmiechnelam sie szeroko i wzielam go na rece. Byl przesliczny, mial oczka po mamusi i usta po tatusiu. Patrzyl sie na mnie i tyle. Nic innego nie robil. Nie plakal, nie marudzil, po prostu wpatrywal sie we mnie slodkimi oczkami.
- Jaki slodki.- powiedzialam i usmiechalam sie do mojego bratanka. Wiem, ze jestem matka chrzestna, ale ze zdziwieniem wybrala mnie Shaki, a nie Gerard. Ciekawi mnie kto bedzie ojcem chrzestnym, pewnie Cesc. Ba! Na pewno Cesc. W koncu sa najlepszymi przyjaciolmi.
- Bo moj.- zawolal i zamknal drzwi. Shakira byla obrazona na swojego chlopaka, ale mijalo jej to, kiedy widziala z jaka pasja i miloscia zajmuje sie swoim synkiem. Nawet usmiechnela sie raz do niego. Sama bylam zdziwiona dojrzaloscia swojego brata, nigdy wczesniej nie zachowywal sie tak powaznie. Co ja mowie, on nigdy nie byl powazny. Niemalze ciagle byl malym, psotnym dzieckiem. Nie z wygladu i nie z kobietami, rzecz jasna. Usiadlam z moim chrzesniakiem na kanapie, obok Isabel.
- Jak sie czujesz jako mama?- spojrzalam na nia i dostrzeglam w jej oczach zadowolenie i dume z ostatniego slowa. "Mama" czy to tak dumnie brzmi?
- Jakbym przy porodzie nie czula sie jakby mi ktos lamal wszystkie kosci, to moglabym zaraz rodzic i drugie dziecko, ale poczekam sobie rok i dopiero pomyslimy o nowym.
- Myslalam, ze mialam cesarskie ciecie.
- Mialam miec, ale poczulam sie na silach i cos kazalo mi sprobowac, a ze jestem uparta i oczywiscie twarda to mi sie udalo.- zasmialam sie po slowach pewnej siebie kolumbijki i to wlasnie mnie w niej urzeklo. Jest bardzo ciepla i mila osoba, ktora pomoze ci nawet jesli dobrze cie nie zna. Nie ma do nikogo zlych zamiarow, nawet do wrogow.
- Nie bedzie ci przeszkadzalo ze tutaj bede?
- Bardzo.- odpowiedziala z grobowa mina, patrzac mi sie prosto w oczy. Nie wiedzialam nawet co powiedziec, myslalam ze Shak mnie lubi i pozwoli zostac, ale w tym wypadku nie moglam im przeszkadzac.- Ale ty jestes glupia, drugi Gerard. Glupie pytanie, oczywiscie ze nie bedziesz mi przeszkadzac, w koncu nie bede siedziala sama, jak on bedzie wychodzic na treningi, bede miala pomoc do Milana. Nie martw sie, nie bedziesz sprawiac klopotow.- pocieszyla mnie, a ja wyraznie odetchnelam i sie rozluznilam.- Masz juz szkole?
- Tak, to jakies trzy mile stad, w najgorszym wypadku bede mogla chodzic pieszo, ale musialabym wstac godzine wczesniej. W czwartki i piatki bede miala zajecia w szkole muzycznej.
- Ile razy mowilam ci zebys nagrala cos ze mna.- powiedziala, jakby to byla najnormalniejsza rzecz w swiecie. Ale postanowilam, ze nie chce wybijac sie dzieki nazwisku i znajomosciom, jesli mam zbudowac swoja kariere to sama. Bez pomocy gwiazd takich jak Shakira czy moj brat. Chce sama dojsc do czego wielkiego, a wierze ze tak sie stanie i moja przyszlosc bedzie wygladala tak jak sobie wymarzylam.
- Wiesz, ze nie chce. Na moim miejscu tez bys tak postapila, uwierz.
- Ale juz dawno mialam kontrakty i bys sie rozwijala, nie w jakiejs barcelonskiej szkole muzycznej a z najlepszymi tworcami muzyki.
- Ty w domu mi wystarczasz, jako prywatna korepetytorka.- poklepalam ja po ramieniu, a Milan zaczal plakac. Z przerazeniem od razu oddalam go piosenkarce. Popatrzyla na niego dziwnie, potem na mnie, na Pique i znowu na niego.
- Chyba jest glodny.- odparla przerazonym glosem.
- To go nakarm? Wyjmij  tego no i karm.- moj brat wzruszyl ramionami, stojac caly czas w progu kuchni.
- Sam wyjmij tego no i go karm.- odparowala mu od razu i popatrzyla na niego morderczym wzrokiem. Pique wycofal sie do pomieszczenia i slyszalam, ze tlucze garnkami. Probowal pewnie gotowac. I zlapal mnie dylemat, czy zostac z mamuska Shak czy pomoc bratowi w gotowaniu, poki ma jeszcze gdzie i na czym.
- To ja pojde do niego bo spali wszystko i bedziesz bardziej zla.
- Ja nie jestem zla.- pisnela. Wzdrygnelam sie wystraszona i pobieglam do Geriego. To co zastalam w kuchni mnie przerazilo. Jak w minute mozna zrobic taki syf? Wszedzie byla maka, skorupki po jajkach porozrzucane byly w kolo razem z srodkami, na blatach bylo pelno dziwnej masy. Zastanawialam sie, czy moze on nie zrobil tego wczesniej, czy ma jakis talent. Sama nie wiedzialam ktora opcja jest lepsza i nie chcialam sie dowiedziec. Podbieglam do niego i wskoczylam mu na plecy, zeby nie zrobil nic wiecej z ta masa. Chcial wlasnie wlac cala do garnka. Co on chcial zrobic? Zaryzykowalam i nie wyszlo mi to na dobre. Cala masa znalazla sie na moich wlosach. Pisnelam przerazona i spojrzalam na niego morderczym wzrokiem.
- A moglam karmic Milana ze mna.- powiedziala zadowolona kolumbijka i poszla z dzieckiem do sypialni.
- CO TY CHCIALES ZROBIC?- krzyknelam na swojego brata, patrzacego sie na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Masz omleta na wlosach.- zamiast odpowiedziec na moje pytanie, wskazal palcem na moje loki, a raczej na kapiace po nich ciasto.
- To twoim zdaniem jest omlet?- unioslam jedna brew do gory.
- Zepsulas mojego omleta!
- Przykro mi Geri, on juz nie zyje.- westchnelam zla.- Tak jak ty, jak ogarne wlosy.- wstalam i ruszylam do lazienki, zostawiajac za soba kroplke masy.
     Na zlosc nie moglam domyc wlosow, maka nie chciala z nich zejsc. Mylam i suszylam je szesc razy, az doprowadzilam je do porzadku. Bylam przekonana, ze zniszczylam je tak bardzo szamponem Shak ktory utrwala kolor- patrzac na to ze ja mam naturalny kolor wlosow- ze bede musiala obciac je conajmniej do polowy plecow. Wyszlam z lazienki po dwoch godzinach, bez makijazu, w dresowych, mega krotkich spodenkach do spania i koszulce na ramiaczkach.
- Gerard nie chowaj sie, i tak cie zabije.- mruknelam, kiedy moj brat schowal sie na kanape, gdy tylko uslyszal jak drzwi od lazienki sie otwieraja i zamykaja. Podeszlam do zwinietego w kulke pilkarza.
- Nie wlosy i twarz, tylko nie wlosy i twarz.- piszczal jak dziewczynka. Ja tak piszczalam, no moze troszke ladniej i mniej zalosnie. Patrzylam na niego z niedowierzaniem, ze jestem siostra takiego debila.
     Uslyszelismy dzwonek do drzwi, a nastepnie jak te sie otwieraja. Potem to juz bylo jeszcze gorzej. Alves wbiegl do salonu i rzucil sie na Gerarda, calujac go po calej twarzy. Alexis wturlal sie, krzyczac ze jest kebabem. W reku trzymal wielkiego balona w rozowym kolorze z napisem HAPPY DADDY GIRL. Iniesta z Messim wjechali na sobie, a raczej Messi na Iniescie. Andres na czworakach staral sie zrzucic cracka z siebie, ale marnie mu to wychodzilo. Tello i Bartra wniesli Bojana, ktory odwiedzil ich i stwierdzil ze nie ma zamiaru chodzic i trzeba go nosic bo jest ksiezniczka. Mascherano i Alba w miare normalnie starali sie wchodzic, ale niezbyt im to wychodzilo, reszta druzyny minela mi z oczu.
     Przywitali sie ze mna, poznalam nowych pilkarzy Barcy oprocz jednego...
- Nie, bez kaganca niech tu nie podchodzi!- pisnelam i schowalam sie za Fabregasa. Suarez chyba nie wiedzial, ze to sa zarty bo patrzyl sie dziwnie na mnie i na innych.
- Wlasnie, gdzie macie smycz?- zawolal Alexis, rozgladajac sie po domu.
- Wy tak na serio?
- No na serio, ja nie chce zostac wilkolakiem!- odezwalam sie zza Cesca.
- Luiz Suarez, czlowiek ktory doslownie wygryzl Wlochow z Mundialu.- odezwal sie Neymar.
- Sprawdzal tylko ich swiezosc.- dodal Messi.
- Ja tez jak jestem glodny to nie jestem normalny.- westchnal Alves.
- Ty nigdy nie jestes normalny.- oddal Pique.
- Suarez pragnie twojej krwi.
     Kiedy zauwazylam ze zaczyna sie mu robic przykro wyszlam zza Fabregasa i usciskalam go.
- Nie martw sie, kazdy nowy to przechodzil, ja tez.- usmiechnelam sie do niego i wyciagnelam reke.- Natalia.
- Luis.
- To wiem.
- Kiedy przestana?
- Potrafia miec pompe z tego caly czas, ale im sie znudzi. Poczekaj, zaraz zobaczysz, kazdy cos glupiego zrobil i ich mecza, patrz, ej Pique, Bojan tu jest!
- I co  z tego?- zdziwil sie.
- Ibra wie?
     No i zaczelo sie dogryzanie mojemu bratu. Smiali sie, ze jego partnerka nie jest Isabel, ale Ibrahimovic, ale to zwiazek na odleglosc, a one nie zawsze wychodza. Nowi pilkarze niezbyt wiedzieli o co chodzi, ale wkrecili sie i rowniez sie z niego smiali. Cieszylo mnie, ze poczuli sie jak u siebie w domu.
- UWAGA!- krzyknal Alves i w turbanie na glowie zasiadl na srodku stolu.
- Zaczyna sie.- mruknela siedzaca w kuchni Shakira i obserwujaca cale zajscie. Milan wpatrywal sie  w rozowego balona. Alexis nie trafil z plcia.
- GERARD PIQUE wielki omszaly obronca, prowadzi bujne zycie erotyczne, raz jego partnerem jest Waka- Wakabayashi- Shakira zgromila go wzrokiem, ale ten udawal ze nie zauwazyl- kiedy indziej zas cygan z San Siro czy Paryza, czasem obaj na raz.
     Wymyslili kolejna zabawe, czyli opisywanie siebie, w dosc niezwykly sposob. Usiadlam obok Alvesa, postanowilismy ze oboje bedziemy prowadzacymi tego przedstawienia.
- Jak zaczelismy o Pique to skonczmy o jego milosciach.- puscilam oczko do Bojana.- Nie martw sie cygan, na razie nie o tobie.
- ZLATAN IBRAHIMOVIC  wywalono go z Barcy za kiepskie umiejetnosci aktorskie i zbyt wysoki wzrost, przez co czasami nie zauwazal swoich mniejszych kolegow z szatni i ich rozdeptywal.
     Tutaj nie bylo smiechow. Patrzyli sie na Daniego jak na idiote. Panowala dosc niezreczna atmosfera, a on nie wiedzial co powiedzial nie tak.
- Alves...- zaczelam i podrapalam sie po ramieniu- to byl samohejt.
- Ale czego?
- Z tym wzrostem, bo wiesz... jestes jednym z najnizszych.- wytlumaczyla mu Isabel, jak najdelikatniej umiala.
    No i Alves powiedzial swoje, bylo smiesznie, czasami mniej, czasami prawie spadalam ze stolu ze smiechu.
- Na zgrupowaniu jest lepiej, nie widzieliscie jak mowia na Ikera.- zasmiala sie Shaki.
- Krotkie raczki, ewentualnie arbuz.- zawolal Alba.

     Chlopaki schlali sie i nie wiedzieli co maja robic, wiec co robili? Dzwonili do innych z zastrzezonego numeru. Pokladalam sie ze smiechu, kiedy zadzwonili do mamy Alby i powiedzieli ze Jordi wlasnie zapladnia dziewczyne i ze musi przygotowac sie na dzieci. Niestety ciocia Alicia rozpoznala glos Gerarda. Ma stawic sie u niej za dwa dni i wyspowiadac wszystko co zrobil innym niewinnym ludziom(czytaj mnie) no i jej synkowi.

     - Mmm...- zamruczalem cicho, sam do siebie, kiedy Natalia pochylila sie i pomagala wstac Fabregasowi. Miala ksztaltne i ponetne posladki, dodatkowo polowe widac bylo dzieki krotkim spodenkom. Nie zdawala sobie pewnie sprawy rowniez z tego, ze koszulka jej przeswituje i dokladnie widac zarys jej nie duzej, lecz rowniez i nie malej piersi w staniku. Byly cudowne, idealne tak jak cala ona. Siedzialem na kanapie i przygladalem sie tej scenie z zaciekawieniem, kiedy ktos skoczyl na mnie od tylu, prawie miazdzac mi krocze. Krzyknalem z bolu i poturlalem sie po podlodze.
- Ney arbuziku nic ci nie jest?- uslyszalem glos Alvesa. Nachlal sie i zaczal mowic jak dziewczyna, wiedzialem ze tak bedzie. Zwrocilem na siebie uwage Natalii, przypadkowo, ale zwrocilem. Podeszla do nas z zdziwiona mina.
- Dani... Dlaczego trzymasz reke na interesie Neymara?- zapytala, a ja stracilem z siebie i poturlalem sie dalej od niego. Spojrzal na mnie, na nia i na swoja reke. Potem odbiegl gdzies ze smiechem. Idiota.- Geje.
- Nie prawda.
- Masowal Ci krocze.
- Nie widzialem!
- No tak, nie opierales sie.
- Wolalbym zebys ty mi masowala.- zamruczalem, a ta prychnela i skrzyzowala rece na piersi.- Zdejmij rece, ladny widok byl.
- Idiota.
- A ty masz fajne cycki.
- Nie watpie ze nie widziales lepszych. Ach te geny.- machnela wlosami i odeszla kawalek. Ten wieczor moglem zaliczyc do udanych, milo spedzony, bez klotni z blondynka, do tego takie widoki.


Kochani, wiem ze moje rozdzialy nie sa jak dawniej, ale staram sie jak moge. Do nastepnego!:) Z pozdrowieniami dla Paulinki, kocham Cie cioto;* 



niedziela, 27 lipca 2014

Rozdzial II: I think I'd have a heart attack.

   I think I'd have a heart attack 


  - Gerard?- powiedziala jedna z osob lezaca na sali. Wystarszylem sie, ze zaraz bedzie wielka panika dlatego ze tu jestemu. Powiodlem w strone dzwiecznego glowu, ktory wypowiedzial imie mojego przyjaciela.- Serio Geri?- powtorzyla.
     Moj przyjaciel byl wlasnie przewozony na sale gdzie mieli go zszywac, a ja juz wiedzielem ze dzisiaj ani on, ani ja nie zjawimy sie na treningu. Wychodzilem z sali, kiedy poczulem jak ktos podchodzi do mnie i zatrzymuje, lapiac za ramie. Odwrocilem sie zdziwiony i dostrzeglem dziewczyne, ktora wczesniej wypowiedziala imie obroncy. Pomyslalem, ze to zwykla fanka, ktoa trzeba zbyc z autografem lub zdjeciem. Spojrzalem na nia z gory, byla bardzo niska, miala moze z 150 wzrostu. Teraz wiem, ze jest wzrostu Shakiry. Dobrze, ze nie wyglada jak ona po przebudzeniu bo zszedlbym na zawal, na miejscu.
- Co sie z nim stalo?- spytala, tym samym wdziecznym glosem co na sali.
- Hmm raczej nie moge udzielac fanom takich informacji.- stwierdzilem, chcac jak najszybciej pozbyc sie dziewczyny i usiasc w chwili spokoju. Nie spalem od 25 godzin, i zaczynalo dawac mi to w kosc.
- Ale ja nie jestem fanka.- zmarszczyla brwi ukazujac swoje oburzenie.- Ja go znam.
- Tak, na pewno.- zasmialem sie pod nosem i jeszcze raz zmierzylem wzrokiem dziewczyne. Na oko miala moze z osiemnascie lat, nie wiecej. Byla szczupla i niska- jak wczesniej wspomnialem zreszta. Miala dlugie, jasne loczki po pas, co dodawalo jej anielskiego uroku. Okragla twarz, delikatne rysy i doleczek w prawym policzku. Patrzyla na mnie wielkimi, okraglymi oczami w morskim odcieniu. Gdzies juz widzialem taki kolor, ale nie moglem przypomniec sobie gdzie. Moj wzrok zatrzymal sie na jej sekswonej sylwetce, zdecydowanie miala wszystko na miejscu. Wygladala idealnie, tak jak powinna wygladac prawdziwa kobieta. Miala na sobie czarne, sliskie (ale nie skorzane) legginsy z wysokim stanem i krotka biala koszulke na rekawkow, ktora odslaniala jej plaski brzuch. na nogach miala biale, wysokie air forcy. Jej malinowe, pelne usta zgiely sie w pewnym siebie usmiechu. Wymijajac mnie usiadla na krzeselku obok sali do ktorej wczesniej wszedl, a raczej wjechal Pique. Poczulem slodki zapach jej perfum, ktore popudzily moje zmysly. Idac, ponetnie ruszala biodrami, przez co moje cialo odmawialo mi posluszenstwa i reagowalo nie tak jak powinno. Moze czas zaczac sie wspolchwalac z fankami?
     Pewny siebie usiadlem blisko niej, usmiechajac sie. Dziewczyna miala zalozona noge na noge i nie zwracala na mnie uwagi. Nie byla stad, poznalem to po jej bladym kolorze skory. Typowe Hiszpanki mialy ciemniejsza karnacje, a tajemnicza blondynka byla niemalze blada jak sciana. Troche mrocznie wygladala jej biala reka z pomalowanymi na czarno paznokciami. Nie spojrzala sie na mnie ani razu, co bardzo mnie zdziwilo. Musiala szalec za Pique, skoro nie zwracala uwagi na mnie, a przeciez siedzialem tak blisko niej. Inne dziewczyny oddalyby wszystko aby znalezc sie na jej miejscu.
- Czego tak bardzo zalezy ci na spotkaniu z Pique, hmm?
- To raczej nie jest twoja sprawa.- odpowiedziala tonem, ktory byl slodki, chociaz widoczne bylo ze starala sie zabrzmiec oschle.
- Nie boisz sie, ze Shakira bedzie zazdrona?- spytalem w zartach, a ta jedynie poslala mi kpiacy usmiech. Cholera, byla strasznie seksowna w tym swoim zdecydowaniu i pewnosci siebie.
     Po chwili ciszy postanowilem jakos zadzialac, zmienic temat z obroncy na taki, ktory pozwoliby poczuc, ze jestem nia zainteresowany, a nie jedynie zaciekawiony jej popedem do pilkarza.
- Czemu tu jestes? Nie wygladasz jakby cos ci sie stalo.
- To tez nie twoja sprawa.- powtorzyla sie, tym razem nie patrzac na mnie. Bardziej interesowal ja ekran swojego telefonu, niz rozmawianie z gwiazda Barcy. Zadziwilo mnie jej zachowanie. Moze byla jakas psychofanka Gerarda. W tym momencie zaczynalem zalowac, ze ja nie mam takich psychofanek, chetnie oprowadzilbym je po swojej sypialni.
- Nie jestes mila.
- Nie jestem mila.
- Starasz sie byc ostra, a tak na prawde jestes slodka.- wzruszylem ramionami. Spojrzala na mnie jak na idiote, ale grunt ze w ogole na mnie spojrzala. Widzialem, ze podobalo jej sie to co mowilem.
- Starasz sie mnie poderwac, a tak na prawde nijak ci to nie wychodzi.- odparowala niemal od razu.
     Wraz z jej slowami otworzyly sie drzwi do sali, z ktorej wyszedl moj kolega, trzymajac sie za glowe. Staralem sie nie wybuchnac smiechem, widzac smieszna czapeczke na jego glowie. Spojrzalem na niego rozbawiony, a on wpatrywal sie wystraszony w dziewczyne, siedzaca obok mnie. Jakby skads ja znal.
- Natalia?
- Fajna czapeczka, marynarzu.- zasalutowala mu, wstajac z miejsca. Moj wzrok od razu powedrowal na jej zgrabne posladki, ktore przyprawialy mnie o bol glowy i ciasnosc w spodniach. Widzac czemu sie przygladal, Pique zmierzyl mnie morderczym wzrokiem.
- Czemu nie mowilas ze przyjezdzasz?- obronca przytulil do siebie blondynke, co jeszcze bardziej mnie zdziwilo. O co tutaj chodzilo?
- Wy sie znacie?- spytalem zdezorientowany.
- To moja siostra.- mruknal dalej wkurzony na mnie kolega. Nie wierze, podrywalem siostre Gerarda Pique. Zabilby mnie jedna reka gdyby chcial, a ja nawet bym sie o tym nie dowiedzial. Latalbym trzy miesiace i ladowiska szukal jakbym dostal od niego w twarz, mamusia by mnie proca karmila.
- Nie podobni.- zmienilem szybko temat, chcac uniknac kary za tak pilne studiowanie posladkow siostry Pique.
- Jak nie?- oburzyli sie obydwoje. O matko boska, zrobili identyczna mine! Teraz wiem skad znam te morskie oczy. Pique mial takie same. Nie ze patrze mu sie  w oczy, ale trudno nie zauwazyc ich skoro sa takie piekne. Oczy jego siostry, a nie jego oczywiscie.
- No dobra, moze troszeczke.
- Troszeczke?- powtorzyli ponownie jednoczesnie, nawet nie zdajac sobie chyba sprawy z tego ze to robia.
- Przestancie mowic razem bo to dziwne.
- Pff- i znowu razem.
- Co tutaj robisz? Stalo ci sie cos?- obronca od razu zaczal przygladac sie siostrze ze wszystkicg stron, ale tak samo jak ja nie zauwazyl zadnych ran, ani nawet zadrapan. Nic. Nieskazitelne cialo.
- To ty nie wiesz ze twoja dziewczyna rodzi?- zdziwila sie.
- Shaki rodzi?!
- No tak, bylam u was ale ciebie nie bylo, jej odeszly wody wiec przyjechalam z nia. Ja i rodzice. Masz przypal, tyle ode mnie.- poklepala go po ramieniu. Zobaczylem ze zaczal ciezko oddychac, zatoczyl sie na sciane i... i zemdlal. No ladnie, teraz to i ja mam "przypal".

     Nie moglismy dobudzic wielkoluda, pielegniarki musialy oblac go duza iloscia wody zanim sie ocknal. Ale wolno mu bylo, pamietam jak ja reagowalem na to, ze moj syn sie rodzil, a nie bylem juz wtedy z Carolyn. Jego siostra coraz bardziej zaczela mnie intrygowac. Byla tajemnicza w swoim zachowaniu, pragnalem sam odkryc jaka jest. Odkryc jej najslabsze punkty, zachowania i dusze. Dzialala na mnie nie tak jak chcialem. Moje cialo nie moglo sie opanowac.
- Neymar.-podalem jej dlon. Byla tak zajeta martwieniem sie o swojego brata, ze nie zauwazyla tego, ze do niej podeszlem. Spojrzala na mnie ze lzami w oczach, ale za chwile znowu byla ta ostra i wredna nastolatka.
- Natalia.- podala mi niechetnie reke, a ja pociagnalem ja na siebie i wbrew jej sprzeciwom, pocalowalem jej policzek. Zdenerwowana odepchnela mnie  i chciala uderzyc, kiedy na sale wszedl lekarz prowadzacy Pique. Smiesznie zabrzmialo, ale tak to sie tutaj nazywa. Lekarz prowadzi naszego Pique.
- Pani jest...
- Siostra.- odpowiedziala i usiadla z powrotem na swoim miejscu. Opieralem sie o stolik za jej plecami.
- Pan Pique ma rane na glowie, musi odpoczywac przez jakis tydzien. No i to mdlenie moglo byc spowodowane nadmiarem wrazen i nadmierna iloscia alkoholu- spojrzal na mnie spod okularow, a ja staralem sie nie rozesmiac.  Zdawalem sobie sprawe, ze Gerard nigdy nie mial mocnej glowy do picia, ale bez przesady, mogl sie opanowac i sam pomyslec, to nie jest przeciez moja wina. Ja tam tylko bylem i doskonale bawilem sie z kumplami.
- Ale bedzie zyl?- spytalem rozbawiony.
- Bedzie.
- Szkoda.- mruknalem i spotkalem sie z morderczym spojrzeniem jego siostry. Puscilem jej zaczepne oczko, a ta odwrocila glowe, a jej slodkie loczki przekrecily sie razem z jej glowa. Powstrzymywalem sie, aby nie wydac z siebie charakterystycznego "aaww".
- Syn?- uslyszelismy cichy glos pilkarza. Usmiechnalem sie do niego i przygladalem, jak nerwowo rozglada sie po sali, szukajac chyba Shaki z jego synem.
- Jeszcze nie urodzila, to co zrobiles najpierw spieszylo sie z wyjsciem, a teraz nie chce tego zrobic.- mruknela jego siostra. Mieli takie same poczucie humoru, no moze Gero byl milszy. O wiele milszy od niej, no ale nie narzekalem. Nadrabiala uroda.
- To nie jest zabawne, ja do nich chce.
- Nie mozesz, jestes pijany i nie chce zebys znowu zemdlal. Rodzice z nia sa, ale nie powiem, jest na ciebie bardzo zla za to ze nie odbierales a dzwonila ponad czterdziesci razy. Fartem bedzie jak cie nie zabije czy cos.
- Ale ja nie wiem gdzie mam telefon.- spojrzal na mnie blagajacym spojrzeniem. Ja jednak rowniez nie wiedzialem gdzie podziewal sie jego telefon, nie mialem go i rowniez nie widzialem zeby obronca go uzywal. Pewnie zgubil gdzies przy bitwie albo z Masche, albo z Danim. Mozliwe tez ze z moim samochodem.
- No to to juz twoja sprawa braciszku, ja zostawiam cie teraz, jest rano, jestem zmeczona i wracam do waszego domu busem. Trzymaj sie i powodzenia z Shakira.
- Chwila chwila, a rodzice?
- To ty nie wiesz?
- O czym?
- Rodzice stwierdzili ze wieksze szanse na rozwiniecie muzyczne mam w Barcelonie i oddali mnie pod twoja opieke, wczoraj wieczorem sie zgodziles.
     Widzialem ze wielkolud jest zdezorientowany i widocznie nie pamieta tej rozmowy, jednak nie chcial bardziej podpasc siostrze i dal jej klucze  do domu, wczesniej podajc kod. Okazalo sie ze mi powiedzial zupelnie inne cyfry. Nie pamietal, dlatego wymyslil cos na poczekaniu.
- Jedz ze mna.- zaoferowalem sie. Rowniez chcialem jechac juz do domu i wypoczac, trening mial zaczac sie za dwadziescia minut a ja nawet nie mam rzeczy, wiec nic  z tego nie wyjdzie.
- Nie.- odpowiedziala twardo, nie ukrywajac ze nie podoba jej sie ten pomysl.
- Nati pojedz z nim i pojedzcie do klubu. Niech Natalia powie co sie stalo, ja Enrique lubi.
- Wole jechac busem.- zalozyla rece na swoich piersiach i zrobila obrazona mine, nie odwracajac sie nawet w moim kierunku. Tak samo robi Geri, nie mialem juz watpliwosci ze sa rodzenstwem bardzo podobnym do siebie z zachowania i postepowania. Mam nadzieje, ze nie z toku myslenia. Bo jesli tak to zycze dziewczynie powodzenia na przyszlosc.
- Nie bedziesz sie tlukla busami, jeszcze cos ci sie stanie. Jedz z nim albo powiem rodzicom ze cie nie chce.
- Ty nigdy mnie nie chciales.
- Oj przestan, kocham Cie.
- Wiesz co Geri, moze jednak to nie najlepszy pomysl, mieszkanie razem.- wstala z krzeselka i powoli udala sie w strone drzwi. Moj przyjaciel wolal ja, ale nie odwrocila sie ani razu. No i ten jak cos powie glupiego...
- Idz za nia, blagam.
     Nie musial mi dwa razy powtarzac, od razu poszedlem za Hiszpanka. Siedziala na krzeselku co wczesniej i chowala twarz w dloniach. Chyba plakala, nie chcialem zeby plakala. Nie znam jej, ale juz wiedzialem ze nie bede lubil jej lez. Usiadlem obok niej i nie wiedzialem co mam zrobic, wiec objalem ja ramieniem. Zerwala sie oburzona i wymierzyla mi policzek. Miala sile, to musze przyznac. Poczulem pulsujacy bol w prawym policzku, gdyby uderzyla troche mocniej i z piesci to wybilaby mi zeba, bez zastanawiania sie wstalem i podnioslem ja, przerzucajac sobie przez ramie. Nie zareagowalem, kiedy piszczala i probowala sie wyrwac. Byla lekka jak piorka, totalne przeciwienstwo swojego brata.
     Trudno bylo mi sie skupic, kiedy mialem jej tylek centralnie obok twarzy. W spodniach znowu robilo mi sie ciasniej, ale to siostra Pique. Nie jest dla mnie.
- Nienawidze Cie! Jestes idiota!- krzyczala na mnie, ale zbytnio sie tym nie przejmowalem. Siedziala ze mna w samochodzie, jechalismy wlasnie do obiektu treningowego, gdzie miala powiadomic o nieobecnosci brata. Jechalismy w ciszy chociaz chcialem sie odezwac. Balem sie, ze znowu mnie uderzy. Na prawde, ostra dziewczyna.
- Podobam Ci sie.- odparlem po chwili. Prychnela, ale nie odpowiedziala, jedynie patrzyla przez okno. Wiedzialem, ze sie jej podobam, nie bylo w tym w koncu nic dziwnego. Jestem jednym z najlepszych pilkarzy swiata, w dodatku bardzo przystojnym. Mam wysokie mniemanie o sobie, ale to zaleta bo znam swoja wartosc.
     Dojechalismy pod Ciutat Esportiva, ale blondynce nie kwapilo sie do tego aby wysiasc.
- Wysiadajmy ksiezniczko.- poinformowalem ja, a ta nie zareagowala. Dotknalem jej ramienia, a ona odskoczyla ode mnie jak oparzona. Plakala. Tego nie chcialem. Momentalnie zmienilem ton.- Jeju nie placz, prosze.
- Nie placze.- szepnela i wysiadla. Dokladnie wiedziala gdzie ma isc i co mnie zdziwilo, zostala wpuszczona bez problemow. Wszyscy ja tu znali. Poszedlem do szatni, postanowilem ze pocwicze w stroju ktory mam w szafce. Jestem spozniony tylko chwile, kilku pilkarzy jeszcze bylo w szatni. Przebieralem sie i poszedlem na murawe jako ostatni, a widok jaki zastalem byl calkiem dziwny. Wszyscy stali w wielkim kolku, slyszalem wesoly smiech siostry obroncy. Domyslilem sie, ze ja przytulaja. Usmiechnalem sie nawet, w koncu juz nie plakala.
- Czemu nie ma Gerarda?
- Bo rodzi...- powiedziala niepewnie.




Mamy napisana dwojeczke, dosc nie ciekawa, ale poczatki chyba takie sa.
Pozdrawiam!



czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział I: A little party never killed nobody.

     A little party never killed nobody

     Siedzenie i rozmylasnie o naszym zyciu nie zawsze dobrze sie konczy. Czasem mozemy dojsc do wniosku ze nasze zycie jest zbyt nudne ale nigdy nie powiemy, ze jest za ciekawe. Kiedy cos sie w nim dzieje pragniemy wiecej i wiecej takich przezyc. Nie chcemy aby czas blogich zabaw minal, wiec robimy wszystko aby nic sie nie zmienialo. Nie zawsze jednak to wychodzi, czasami wpadamy w rzeke, z ktorej nie da sie odbic i wyplynac na powietrze.
     Mialem wszystko czego chcialem. Tone lasek, najlepsze ubrania, samochody. Wszystko dostawalem na skinienie malego palca, nie musialem sie zbytnio wysilac. Nie martwilem sie o nic, nie mialem zadnych problemow. Moje zycie bylo beztroskie, bez zmartwien. W koncu nazywam sie Neymar da Silva Santos Junior.
     Gram w najlepszym klubie swiata, moja reprezentacja wygrala Mundial 2014, mam kasy do konca zycia i mam swiadomosc, ze bedzie jej jeszcze wiecej. Nie mam czym sie przejmowac, moje zycie jest jak bajka. Codziennie inna piekna dziewczyna, imprezy z kumplami. Zyc nie umierac, nie potrzebuje niczego innego.
     Za chwile mielismy zwijac sie z klubu, dzisiaj obylo sie bez podrozy z kobietami do domu, traktowalismy jako tylko meskie wyjscie. Z zamyslenia wyrwal mnie pomyslodawca dzisiejszej libacji. Cesc Fabregas we wlasnej osobie. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciol, kobieciarz i moj wierny towarzysz w nocnych klubach. Krzyczal cos do mnie i pstrykal mi palcami przed twarza, widocznie bardzo sie zamyslilem.
- Co sie stalo?- spojrzalem na niego przytomniejac.
- Co sie stalo? Probuje dotrzec do ciebie od kilku minut, a ty nawet sie na mnie nie spojrzales!
- Sorry, zamyslilem sie. Co sie dzieje?
- Nie piles nic dzisiaj?
- No nie...
- To wez zawiez Pique do jego mieszkania, ty jako jedyny masz miejsce w samochodzie.
     Skrzywilem sie na prosbe przyjaciela. Ostatnia rzecza jaka chcialem dzisiaj robic bylo odworzenie pijanego Pique do domu. Nie tylko dlatego, ze jest trzecia w nocy, jestem zmeczony, a w dodatku jutro mamy trening na osma. Shakira wrocila z trasy koncertowej i zaden z nas nie ma ochoty jej budzic, a potem widziec jej rekacje na widok pijanego ukochanego.
- Alexis tez jest samochodem.- uparlem sie, chcac jak najszybciej zrzucic na kogos odpowiedzialnosc zajmowania sie Gerard'em.
- Tak, ale ja juz mam pelny samochod. Zabieram Leo, Daniego, Jordiego i Cesca.- wyszczerzyl sie, a ja chcac nie chcac musialem zatargac obronce do swojego czarnego porsche. Wrzucilem go na tylne siedzenie i ledwo zamknalem drzwi, nie zapominajac o rozmiarze Hiszpana. Wsiadlem na miejsce kierowcy i obowiazkowo wlaczajac radio, odpalilem samochod. Zdenerwowalo mnie to, ze nie chcial odpalic. Myslalem, ze paliwo sie skonczylo, ale przeciez tankowalem przed pojechaniem kilka kilometrow do klubu. Na pewno nie chodzilo o benzyne. Po dziesiatej probie odpalenia mojego nowiutkiego samochodu, ruszylem, cieszac sie nie zmiernie, jednak wciaz balem sie, ze jest uszkodzony. Staralem sie jechac ostroznie i powoli, ale widzac stan w jakim byl obronca liczyla sie kazda sekunda. Powoli sie przebudzal i zaczal jeczec, co denerwowalo mnie niezmiernie. Wiem, co jest zaraz po tym jeczeniu. Przypominajac wam o wzroscie Pique- to by sie dobrze nie skonczylo dla mojego porsche. Przemierzylem droge w rowne dwadziescia minut i szybko wyskoczylem z auta, pomagajac wysiasc przyjacielowi. Pomoglem mu dojsc do drzwi. Jesli wciagniecie do srodka mozna bylo nazwac pomoca. Martwilem sie o rekacje jego wybranki, ktora tak czy owak sie przebudzi, w koncu Pique zachowywal sie tak glosno i do tego jeczal, ze za chwile zwymiotuje. Dlatego balem sie o swoj tylek i chcialem jak najszybciej sie stamtad wydostac.
- Jaki masz kod?- spojrzalem na obronce, wpol lezacego na schodach. Podrpal sie z trudem po glowie. Balem sie, ze jednak bede musial zadzwonic i zmusic wybranke mojego kumpla do otworzenia drzwi.
- 276...- wydukal trzy pierwsze liczby.
- Jeszcze jedna.
- Yyy- zastanawial sie piec minut az na jego twarz wskoczyl szeroki usmiech- Neymar
- Co?
- 276 Neymar- smial sie glosno, az dostal czkawki. Zauwazylem, jak w oknie ich sypialni pojawia sie swiatlo. Wystraszylem sie nie na zarty i podnioslem Pique, wskakujac w krzaki razem z nim. Patrzylem, jak drzwi otwiera piosenkarka. Porozgladala sie i wrocila do sypialni. Szczerze mowiac nie zazdrosilem Pique widoku zaspanej Shakiry, nie wiem czy kazde dziewczyny wygladaja tak bez makijazu i uczesania. Zatrzasnalem sie na sama mysl tego, ze moglbym budzic sie z takim widokiem obok siebie. W koncu Isabel byla bardzo piekna, ale widocznie tylko wtedy kiedy jest umalowana i uczesana. No coz, milosc nie wybiera. Nie chcialem byc w tym sam, wiec z powrotem wpakowalem obronce do samochodu i ruszylem. Jechalem po Fabregasa, ktory niezle mnie wkopal. Dochodzila niemalze czwarta rano, a ja za cztery godziny mam trening. Juz wiedzialem, ze nie bede zdolny do normalnego funkcjonowania, ale czego sie nie robi dla przyjaciol. Pique bedzie mial u mnie ogromny dlug. Zapakowalem obok bialego Audi Hiszpana, a Gerard wyszedl za mna. Myslalem ze zaczyna trzezwiec, ale zaraz wywinal orla, uderzajac glowa o drzwi mojego samochodu, zostawiajac na nim wgniecenie. Stalem chwile z szeroko otwartymi oczami. Jaki twardy leb trzeba miec, zeby zrobic wgniecenie na samochodzie poprzez poslizgniecie sie? Palnalem sie w czolo i powoli ruszylem w strone drzwi. Moj przyjaciel chyba widzial co sie dzialo za oknem i wybiegl jak proca, klekajac obok Pique. Sprawdzil czy nie ma krwi i odetchnal gleboko.
- Czego go nie zostawiles w domu?
- Shakira wstala.- skrzywilem sie na wspomnienie twarzy piosenkarki zaraz po przebudzeniu. Wtedy nie wygladala korzystnie i dobrze ze paparazzi nie krecili sie obok ich domu bo mialaby nizly wstyd do konca zycia.
- I zyjesz?
- Ja tak, z nim gorzej.- wskazalem na swoj biedny samochod i poglaskalem wgniecenie wielkosci orzecha wloskiego.- Taki mozg ma Geri.
- Nie przezywaj go, boli go glowka.- upomnial mnie starszy kolega. Nagle zauwazylem jak Alves biegnie do nas z jakim kijem. Wygladalo to jak mala choinka, ale skad on ja wytrzasnal w jesieni? Pewnie wykopal z czyjegos ogrodka.
- Co on robi?- zmarszczylem brwi.Zanim Fabregas zdarzyl sie odwrocic, to Dani bil Pique po glowie mala choinka. Mialem ochote polozyc sie na srodku drogi i czekac na nadjezdzajacy samochod, ktory zabralby mnie w swiat normalnych ludzi, ale zamiast tego zaczalem sie niewyobrazalnie glosno smiac z Fabsiem. Hiszpan pokladala sie ze smiechu, prawie sie zachodzil. Sam w nie lepszej sytuacji jakims cudem zabralem choinke Alvesowi i odrzucilem ja na bok. Ten polecial za nia jak piesek, przewracajac sie pare razy o wlasne nogi. Pomoglismy razem z Cesciem wstac najwyzszemu z nas. Mial podrapana twarz i wlosy w iglach.
- To kaktus!- stwierdzil pijany Messi. Siedzial na schodach, a ja wczesniej myslalem ze to jakis duzy pies. Byl tak szczelnie zwiniety, ze nie poznalem w nich kolegi z druzyny.
- Gdzie?!- pisnal Iniesta, wychodzac spod schodow. Nie wiedzialem skad oni sie tu wzieli, ale zaraz zrozumialem, ze dom Cesca byl jakby izba wytrzezwien. Prawdopodobnie bali sie reakcji swoich drugich polowek na widok siebie tak pijanych. Ja mialem to szczescie za ktore dziekowalem Bogu, ze nie musze martwic sie o takie rzeczy odkad rozstalem sie z Bruna.
- Ciekawe czy jak sie go ugryzie w glowe to bedzie smakowal jak sok z kaktusa.- powiedzial Mascherano i zanim sie obejrzalem, ten siedzial na plecach szarpiacego sie obroncy i gryzl go w glowe. Jakims cudem udalo nam sie go z niego sciagnac, ale wiedzialem ze dlugo nie wytrzymam. Smialem sie w nieboglosy, bedac jako jedynym trzezwym. Na mnie wypadlo w tym tygodniu, bywa.
- WAMPIR! ZABIC GO!- Alves lecial do nas, a raczej do Javiera, ktory wyciagal igly i wlosy Pique z buzi. Ta choinka ktora bil kilka chwil wczesniej Gerarda, trzymal uniesiona do gory i ostrym koncem w strone naszego kolegi. Fabregas rzucil sie od tylu na obronce niczym batman i turlal sie z nim po ziemi.
- Pique, nic Ci nie jest?- smialem sie, jednak mialem na tyle rozumu zeby podejsc do kolegi i pomoc mu wstac. Byl pijany, podrapany, z iglami we wlosach (ktorych mial mniej dzieki wlansemu koledze z druzyny) i oberwal najbardziej. Zreszta jak zawsze, bo kiedy sie upije to nie ma z nim kontaktu i zachowuje sie jak manekin, zywa lalka.
- Boli, pocaluj.- zazadal, pokazujac miejsce w ktore przed chwila wgryzal sie Masche. Spojrzalem na czubek jego glowy i zauwazylem krew. Wystraszylem sie, ze cos moze mu sie stac i wciagnalem go do samochodu, zeby nie doznal wiecej uszkodzen.
- Pique krwawi!- krzyknalem, zeby reszta moich znajomych sie uspokoila. Andres siedzial pos schodami i tracal rekami Messiego, ten zas kiwal sie w przod i w tyl jak dziecko specjalnej troski. Mamrotal pod nosem "kaktus, wampir, kaktus, wampir". U niego normalne bylo, ze kiedy trzezwial mial ataki lekowe. Wtedy bal sie wszystkiego, nawet polnego kwiatka. Moze lepiej nie wracajmy do histori z polnym kwiatkiem... Fabregas bil sie z Alvesem na kijki z choinki. Oj.. jednak to juz nie byla choinka, a patyk. Mascherano probowal dostac sie do samochodu gdzie lezal wrzeszcacy Pique. Juz sam nie wiedzialem co robic, byla piata a za trzy godziny wszyscy musimy stawic sie w Ciutat Esportiva. Pokrecilem glowa i usiadlem na masce mojego porsche.
- Ma okres?- Fabs gwaltownie odwrocil sie w moja strone, a Dani kolejny raz spojrzal z nienawiscia na Mascherano, ktorego uwazal za wampira.
- Patrzcie jaki jest zadny krwi! Zabic go!- rzucil sie w jego strone, ale pomocnik zlapal go za noge i powalil na ziemie.
- Musze jechac z nim do szpitala, ogarniesz ich jakos?
- Postaram sie ale jedz juz bo oni wszyscy albo boja sie Pique, albo chca go zabic, albo chca go zjesc. Ah ale on na nich dziala.- poruszyl brwiami, patrzac w szybe samochodu.
- Dobra, to do zobaczenia na treningu.
- Oby.
     Wsiadlem do mojego biednego porsche, ktore bylo pobite przez Pique i atakowane przez Javiera. Wcisnalem pedal gazu i odjechalem jak najszybciej moglem do szpitala. Przyjaciel lamentowal ze widzi swiatlo, ale nie chce zostawic Shakiry i swojego przyszlego dziecka, dlatego nie moze w nie pojsc. Za chwile rozwazal udanie sie jednak w jego strone, ale jego rozmyslanie przerwalo to, ze dojechalem na izbe przyjec. Wyszedlem z troszeczke otrzezwialym Pique i poszedlem prosto do rejestracji. Obronca mial przy sobie dokumenty, co ulatwialo mi sprawe. Weszlismy do srodka i podeszlismy do okienka. A raczej to ja szedlem ciagnac pijanego kumpla.
- Cos powaznego?- starsza pani z rejestracji spojrzala na mnie, a potem na Geriego. Miala rozbawiona mine, wiec od razu stwierdzilem ze nie bedzie problemow z pomoca dla pilkarza.
- Moj kolega zostal ugryziony w glowe.
- Przez jakie zwierze?
- Em...- zajakalem sie, nie wiedzac co jej odpowiedziec. Przeciez nie powiem jej, ze zostal ugryziony przez kolege z druzyny.- Dzikie.
- Mozliwosc tezca?
- Prawdopodobnie tak.
- No coz, prosze pomoc dojsc koledze do pokoju numer 8, tam powinna czekac na niego lekarka. To sala gdzie leza chorzy, takze prosze postarac sie zachowywac w miare mozliwosci cicho.
- Dobrze, dziekujemy.- usmiechnalem sie i ruszylem w wyznaczone przez kobiete miejsce. Weszlismy do sali, skupiajac na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. Podeszlem do wolnego lozka i polozylem na nim przyjaciela. Lekarka przebadala go i powiedziala, ze pojdzie po chirurga ktory zszyje rane i bedzie mogl jechac do domu. Czekalem tak i probowalem jakos dotrzec do przyjaciela, ktory prosil zebym nie dal mu odjesc w strone swiatla.
- Pique, nic Ci sie nie stanie, nie umierasz. Uspokoj sie.
- Kiedy umre, zaloz Shakirze pas cnoty, chce miec pewnosc ze bedze mi wierna bo z nia wszystko mozliwe.- mowil, trzymajac sie za serce.- Czuje jak przestaje bic. Umarlem na zawal.
- Ale Ty masz cos z glowa.
- Nie obrazaj mnie  w tym momencie.
- Ale serio, beda zszywac Ci glowe.
- Co?!- pisnal jak mala dziewczynka, a ja podskoczylem na krzeselku. Nie wiedzialem, ze ma az taki wysoki glos kiedy sie wystraszy.
- Jest juz chirurg, mozna zszywac.- oznajmila lekarka ktora wczesniej badala mi przyjaciela. Slyszac to on...zemdlal.
- Gerard?- powiedziala jedna z osob lezaca na sali. Wystarszylem sie, ze zaraz bedzie wielka panika dlatego ze tu jestemu. Powiodlem w strone dzwiecznego glowu, ktory wypowiedzial imie mojego przyjaciela.- Serio Geri?- powtorzyla.







Mamy sobie pierwszy rozdzial, przesylam wam go z nadzieja, ze sie wam spodoba. Nie ma w nic zbytnio ciekawego, ale staralam sie nadac temu opowiadaniu troche humoru. 
Pozdrawiam serdecznie!

Prolog

Pewnie to te perfumy, których używasz
lub ta woda, w której się kąpiesz
Ale najmniejszą rzecz, którą robisz
jest dla mnie wyczynem.
Całowałeś mnie w tamtą noc
jakby to był jedyny dzień Twoich ust
Zawsze kiedy wspominam
czuję w piersiach ciężar skały
bo
jestem od Ciebie uzależniona.