And I told you to be patient
- NATALIA RATUJ!- uslyszalam przerazliwy pisk Shakiry. Poderwalam sie wraz z pilkarzami i poszlam szybko do pokoju piosenkarki.
Okazalo sie ze Milan ma goraczke, a Isabel nie wie czym jest to spowodowane. To pieciodniowe dziecko, goraczke moze spowodowac wszystko, nawet to , ze wzieli je tak szybko do domu i nie dali pod obserwacje lekarzom. Wzielam od niej dziecko i probowalam uspokoic, strasznie plakal. W koncu zaczelam cicho spiewac. Wiedzialam, ze nie pomoze to w zatrzymaniu goraczki Milana, ale chociaz postaram sie go uspokoic, zeby nie plakal. Przez moment nic sie nie zmienialo, ale potem placz przerodzil sie w marudzenie, a potem zasnal. W trzy minuty udalo mi sie uspokoic dziecko swojego brata, chociaz wczesniej nie mialam z dziecmi do czynienia.
Oparlem sie o framuge drzwi i usmiechalem sie. widok Natalii z dzieckiem nie tyle co mnie rozczulil, ale sprawial ze topnialem w srodku. Nadmiar slodkosci jak na jeden dzien. Do tego spiewala tak pieknie, mialem ochote sluchac jej godzinami. Wszyscy juz zeszli na dol, Shakira poszla sie uspokoic, a ja stalem i sluchalem spiewu siostry mojego kumpla. Milan juz zasnal, a blondynka stala z nim jeszcze przez jakis czas, usmiechajac sie. Potem polozyla go delikatnie do lozeczka, ale nie wyszla z pokoju. Oparla sie o lozeczko tylem do mnie, poniewaz pewnie nawet mnie nie zauwazyla. Odetchnela pare razy i odwrocila sie w moja strone. Nasze spojrzenia sie spotkaly. W tym momencie nie widzialem w niej dziewczyny pewnej siebie, ostrej. Byla delikatna, zagubiona i slodka dziewczynka. Zarumienila sie, co doskonale widac bylo na jej niemalze bialej skorze.Podszedlem do niej powoli i dotknalem jej dloni. Nie ruszyla sie,
patrzyla na mnie wyczekujaco. Jedna reke polozylem na jej policzku, kciukiem
masujac ciepla skore. Przymknela oczy i oblizala nerwowo swoje pelne
wargi.
- Jestes taka...- nie wiedzialem jak w slowach opisac to jaka
jest.
- Nie pocalujesz mnie, Ney.- wymruczala, wciaz z zakmnietymi
oczasmi. Nie wiedzialem jak to odebrac ani co jej teraz odpowiedziec.
Przyciagnalem ja blizej siebie, czulem jej slodki kokosowy zapach.
- Otworz oczy.- szepnalem jej do ucha. Spojrzala na mnie
swiecacymi oczami. Tymi pieknymi, idealnymi oczami. Przygryzla niewinnie warge,
a ja juz nie moglem dluzej wytrzymac. Nachylilem sie nad nia, jedna reka
trzymajac jej nadgarstek, a druga podtrzymujac twarz. Caly czas patrzylem w jej
oczy. Kiedy nasze usta dzielily milimetry, Milan zaczal plakac. Natalia
gwaltownie odeszla ode mnie i podniosla dziecko. Stalem przez chwile w
tym samym miejscu, a moje zazenowanie bylo nie do opisania. Brakowalo tak
niewiele.
Nie poznawalam siebie, nie moglam pozwolic mu
na zblizenie sie do mnie, bo wygra. Zalezy mu tylko na zaliczaniu lasek, a
jestem kolejna na jego liscie. Dobrze ze Milan zaczal plakac. Podnioslam
malutkiego na rece i zeszlam na dol, bez slowa mijajac pilkarza.
- Shak, jedzcie z nim do lekarza.- powiedzialam podajac mojemu
bratu dziecko.
- Masz racje, powinnismy to zrobic od razu.- westchnal Gerard i
poszedl po kluczyki. Pomoglam Shaki zaniesc malego do samochodu i wrocilam do
domu, gdzie czekali chlopaki. Gerard minal mnie w drzwiach i kazal zajac sie
domem. Martwilam sie o zdrowie Milana, kocham go, jestem jego mam chrzestna.
Wszyscy sie martwilismy, a ja prawie plakalam z nerwow. Cesc przytulil mnie i
pocalowal w skron.
- Wszystko bedzie dobrze, nie denerwuj sie.- szepnal, probujac
mnie uspokoic. Pokiwalam jedynie glowa i wpatrywalam sie w telewizor i tak nie
ogladajac tego co w nim jest.
-
Nie martw sie.- Carles polozyl mi dlon na kolanie, klekajac na przeciwko mnie.-
Milan to Pique, na pewno da sobie rade. Wszyscy z waszej rodziny daja sobie
rade, nie pamietasz?- usmiechnal sie pewnie, dodajac mi otuchy. Nie pocieszaly
mnie niestety zadne slowa i zapewnienia chlopakow, ze wszystko bedzie dobrze.
Wstalam z kanapy i chodzilam po calym domu, chcac rozladowac napiecie.
Bojan
zaczynał mi tatusiować i kazał usiąść w końcu na tyłku, uspokoić się. Jednak
tym razem sama nie potrafiłam się opanować, a przychodziło mi to zawsze z
łatwością. Niby opanowana, zrównoważona. W takich sytuacjach wychodzi prawdziwa
natura człowieka. Usiadłam w swoim pokoju na parapecie. Strasznie lubiłam tam
siedzieć, wtedy miałam doskonały widok na Barcelonę. To miasto dawało mi więcej
wsparcia od nie jednego człowieka.
Musiałam uspokoić się, zebrać myśli.
Milanowi nic się nie stanie, to tylko gorączka. Ale gorączka u noworodka nie
jest niczym dobrym. Isabel wraz z małym mogła zostać jeszcze w szpitalu, na
obserwacji. W tym momencie nie ma czasu na rozpamiętywanie i mówienie co można
było zrobić. Milan wróci cały i zdrowy wraz z piosenkarką i moim bratem. Oni
powiedzą z ulgą, że to chwilowe. Położą go spać i będą się śmiać z tej
sytuacji. Grunt to myślenie pozytywne. Ale jak można myśleć pozytywnie, kiedy
wszystko inne sobie zaprzecza?
Jutro rano miałam iść do nowej szkoły i
na tym powinnam się teraz skupić. Muszę dać z siebie wszystko, żeby osiągnąc
wszystko. Do sukcesu nie ma windy, pozostają schody. Jakby to skomentował
Tello, hipsterowski plecak w czarnym odcieniu. Na kieszonce miałam przypięty
mały herb FC Barcelony. Jutro miałam zajęcia od ósmej do czternastej. Gerard
przed treningiem miał mnie podrzucić do szkoły. Wiem, że zrobi to zamieszanie,
ale nie mogłam tego uniknąć. W końcu jestem siostrą Gerarda Pique, prawda?
Wytarłam kilka łez, ktore zdążyłam
uronić i zeszłam do salonu. Chłopaki rozmawiali nerwowo między sobą. Nie
zauważyli nawet mojego pojawienia się. Stałam w drzwiach i słuchałam o czym
rozmawiają. Nie było to podsłuchiwanie, bo stałam w najbardziej widocznym
punkcie pomieszczenia.
-
Neymar uspokój ją, w końcu to twoja dziewczyna!- odezwał się Lionel,
spoglądająć na młodszego napastnika. Brazylijczyk uśmiechnął się do niego
krzywo.
-
Nie jest moją dziewczyną.
-
Serio?- spytali wszyscy jednocześnie. Piłkarz pokręcił przecząco głową. Reszta
spojrzała po sobie zdziwiona. Nie wiedziałam skąd im to przyszło do głowy. Znam
go kilka dni, więc jak mogłabym z nim być? Czy serio sądzą, że jestem jak inne
dziewczyny z imprez jakie poznali? Trochę sie na nich zawiodłam, szczególnie na
Cescu i Carlesie, którzy znali mnie od urodzenia. Postanowiłam przerwać tą
żałosną rozmowę i weszłam głośno do pomieszczenia. Wszyscy spojrzeli się na
mnie i nie mówili kompletnie nic.
-
Przepraszam, miałam chwile słabości.- uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na
blacie w kuchni, która była łączna z salonem. Messi wstał i przytulił mnie do
siebie. Uśmiechnęłam się, wtulająw w ciało Argentyńczyka. Zawsze łączyła mnie z
nim ciekawa więź. Czułam się przy nim bezpiecznie i lubiłam przebywać w jego
towarzystwie.
-
Nie przepraszaj, jeśli chodziłoby o córkę Carloty to też bym się tak zachował.-
odpowiedział uśmiechnięty Fabregas. Usiadłam między nim, a Leo.
-
Nie chrzań, Carlota chciałaby żebyś ją do lekarza zawiózł.- Krkić puknął go w
głowę, a Hiszpan spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Zaśmiałam sie pod
nosem. Lubiłam, kiedy sobie tak dokuczali. Rozbawiało mnie to, mimo że
większości dziewczyn się do już znudziło i zaczęło irytować. Może dlatego, że byłam częścią nich? Nie byłam jedną z wags, ale ich rodziną, byłam z nimi
jednością.
-
Albo ona by nie pojechała i zgoniła wszystko na ciebie.- dodał Puyol.
-
Dobra, Carlota nie bedzie miała na razie dziecka i nie rozmawiajmy o tym.-
zakończył temat, a ja ponownie się zaśmiałam. Popatrzył na mnie z szerokim
uśmiechem, będąc dumnym z siebie. I miał racje, rozśmieszył mnie.
-
Kocham was.- powiedziałam ze śmiechem. Bojan zrobił teatralne „Aww” i machał
ręką przed oczami, żeby sie nie rozpłakać.
- My
Ciebie też maleńka.- Cesc pocałował mnie delikatnie w policzek. Zachichotałam
pod nosem, a moje spojrzenie przypadkiem zostało skierowane na Neya. Patrzył
się na mnie jakby chcąc przeszyć wzrokiem. Imponowało mi to. Przy nocnej
rozmowie miał racje. Podobał mi się, ale nie wierzyłam w to, że podobam się
jemu, więc nie mam zamiaru się poddawać. Dalej będę trwała przy swoich racjach,
ignorując zaloty młodego piłkarza.
-
Muszę lecieć, Antonella wróciła do domu.- powiedział Leo, odkładając telefon.
Bojan powiedział, że zabierze się z nim, tak samo jak Fabregas. Przytuliliśmy
się na pożegnanie. Widziałam, że coś kombinują, bo po wyjściu cała trójka
przybiła sobie piątke. Za chwilę Carles chciał się zmyć, ale kazałam zostać mu
ze mną i Neyem. Zaraz potem napisałam sms’a do wszystkich trzech piłkarzy,
doskonale wiedząc, że czekają na byłego kapitana Dumy Katalonii kilka przecznic
dalej. „Nie tym razem chłopcy, on się nigdzie nie wybieraJ”. Nie dostałam odpowiedzi, słyszałam tylko chyba
najgłośniejszy śmiech na swiecie. Śmiech Bojana Krkikća. Idioci stali przed
domem, ale przeparkowali samochód za krzaki. Carles kręcił rozbawiony głową, a Neymar
prawie turlał się po podłodze ze śmiechu. Stanęłam przodem do piłkarzy, którzy
zostali w domu.
- Co
jest z wami nie tak?- skrzyżowałam ręce na piersi, opierając się o telewizor.
- Skarbie,
jesteś cudowna, ale zrozum młodych, mają swoje głupie pomysły i plany, które
nigdy nie wychodzą.- odpowiedział mi Puyol, który cały drżał ze śmiechu.
- A
ty wiedziałeś?- popatrzyłam na napastnika. Jedynie wzruszył ramionami i
uśmiechnął się rozbawiony całą tą sytuacją. Nienawidziłam ich prawie tak bardzo
jak ich kochałam.
-
Nie miałem nic do gadania. A też nie przeszkadzał mi ten pomysł.- puścił mi
oczko, na co prychnęłam cicho.
-
Dzieci moje drogie, a teraz opowiadajcie co wy odpieprzacie.- westchnął Puyi,
usadawiając się na stole jadalnym. Stól jadalny w domu mojego brata był
świętością. Gdy ktoś miał coś bardzo ważnego do powiedzenia, siadał na stole i
miał natychmiastową uwagę. Na przykład jak Dani na imprezie.
- Co
ty odwalasz?- chciałam podejść do niego, ale ten kazał mi siąść na kanapie.
Obok Neya. Zrobiłam to niechętnie i skrzyżowałam ręce na piersi.
-
Terapia małżeńska potrzebna od zaraz, mówcie więc co wy odwalacie i o co się
kłócicie? Poza tym Leo mi powiedział, że demoralizujecie małego Milana.
-
Nie wiem o co ci chodzi.- mruknęłam i niestety zaczerwieniłam się, czego bardzo
nie chciałam. Zdradziłam się tym, że coś jednak wydarzyło się w pokoju małego.
- Oj
ty już dobrze wiesz o co mi chodzi.- odpowiedział ze śmiechem.- O co się więc
kłócicie?
- My
się nie kłócimy.- przewróciłam oczami i skupiłam wzrok na swoich nogach.
- To
ona nie może przyznać że się jej podobam.- odparował Neymar, a ja zmierzyłam go
morderczym wzrokiem.
-
Nie przyznaje że mi się podobasz, bo mi się nie podobasz.- tym razem to on się
oburzył i prychnął śmiechem, również krzyżując ręce na piersi.
-
Nie wiem czy pamiętasz kochanie, ale w kuchni wydawałas się zachowywać zupełnie
inaczej.
- I
tak nic między nami nie zaszło.
-
Jednak coś zaszło.
- To
musiałeś być strasznie słaby, że tego nie pamiętam.
-
Dość!- naszą wymianę zdań przerwał zażenowany obrońca.- Serio Natalia to było
dobre, ale dość.- robił charakterystyczne ruchy rękoma. Usiadłam po turecki i
nie patrzyłam się na nikogo. Chciałam pójść spać i nie myśleć o tej śmiesznej
„terapii” jak nazwał to Carles.- Waszym problemem jest to, że oboje się sobie
podobacie a nie umiecie tego przed sobą przyznać.
-
Carles to jest niedorzeczne, słyszysz w ogóle co mówisz?- chciałam wstać, ale
spojrzał na mnie takim wzrokiem, że wolałam nie wykonywać gwałtownych ruchów
dla własnego dobra i bezpieczeństwa.
-
Umówcie się na jakąś randkę. Tak, jeśli sami tego nie zrobicie, to zatargam was
do jednego pokoju i zamknę na klucz. Dam wam gumki, żeby kolejnych Milanów nie
było, tylko tak mówię.
-
Nie.- powiedzieliśmy jednocześnie. To nie był dobry pomysł. My się nawet nie
lubiliśmy, interesował nas w sobie tylko wygląd.
-
Tak.- Puyol uśmiechał się szeroko, jakby już wygrał. Pokazał uniesiony do góry
kciuk w okno, a ja zauważyłam w nim piłkarzy. Zapowiedziałam sobie, że nie
odezwę się do nich do mojej osiemnastki. Tylko do wtedy bo ktoś musi dać mi
jakiś fajny prezent.
-
Albo zrobicie to grzecznie, albo sam za was zdecyduje.
-
Puyol...- zaczęliśmy jednocześnie z Brazylijczykiem, ale ten uciszył nas gestem
ręki.
-
Neymar, zaproś grzecznie Natalię albo wiesz co ci zrobię.- rozbawiał mnie ton
jego głosy i uśmiech na twarzy. To że siedział na stole, dodatkowo
przyprowadzał mnie do ataku śmiechu, ale tłumiłam go kaszlem. Nie w tej chwili.
Teraz byłam obrażoną księżniczką.
-
Ale...
-
Ney.- przeciągnął.
-
Dobra...- powiedział cicho i spojrzał się na mnie.- Natalia, wyjdziesz ze mną
gdzieś jutro?- spytał, a ja myślałam że śnię. Czy on serio jest takim debilem? Puyol
uśmiechnął się i spojrzał wyczekująco na mnie. Oblizałam wargi koniuszkiem
języka i również spojrzałam na piłkarza.
-
Nie.
-
NATALIA. Nie zmuszaj mnie, żeby codziennie przychodził do ciebie do szkoły,
przynosił ci soczek z jabłuszkiem i będę przyprowadzał ci dziecko, nawet i z
ulicy i będę mówił, że twoje za tobą tęskni.
Spojrzałam na niego spod byka. Nie
żartował, on nigdy w takich sprawach nie żartował. Na stole jadalnym się nie
żartuję. Będę musiała spalić ten cholerny mebel bo są przez niego same
problemy.
-
Dobra.- odpuściłam po chwili. Ney uśmiechnął się triumfalnie.
-
Pięknie. Nasz kochany da Silva przyjedzie po naszą Natalię jutro o 19.
-
Jak już to w piątek, mam szkołę.- przypomniałam im.
-
Dobra.- zgodził się Brazylijczyk. W co ja się wpakowałam...
Nudy jak zwykle:) Następne będą ciekawsze, przysięgam! Do następnego:*
Puyol dzisiaj przyćmił cały rozdział, uwielbiam gościa. Cóż, skoro nie można normalnie umówić tej dwójki, szantaż chyba był wskazany. No, tak czy owak, cel osiągnął. Nareszcie Ney i Natalia idą na randkę i to się liczy;)
OdpowiedzUsuńA z tym śpiewem to musiała być słodka sytuacja, chociaż zachowanie młodych rodziców pozostawia wiele do życzenia. Takie małe dziecko do szpitala nie zawieźć, nie rozumiem.
Na drugiego bloga postaram się wpaść w wolnym czasie.
Pozdrawiam!